Szanowni Czytelnicy
Jestem wiekowym już facetem, wiele widziałem i niewiele może mnie zdziwić. Chyba, że w przyszłym tygodniu Donald Tusk poda się do dymisji. Ale to nie nastąpi i wiemy wszyscy dlaczego.
Niewiele może mnie zdziwić, ale zawsze zastanawiało mnie, jak to jest, że wartością samą w sobie - dla niektórych osób - może być spot wyborczy czyli reklamowy. Albowiem każdy spot wyborczy jest reklamą (nie mylić z reklamacją) ale nie każda reklama jest spotem wyborczym.
Pojawił się oto spot Prawa i Sprawiedliwości związany z nadciągającymi wyborami do PE. I natychmiast stał się przedmiotem wyrafinowanych analiz i dociekań - zapewne wybitnych medioznawców. Wyrok jest oczywisty i jednoznaczny: to porażka PISu, co najmniej w stosunku 3:0. Dla kogo "3"? Oczywiście dla PO. Klasyczny walkower. W dodatku, skojarzony z penisem. Nie wiem tylko, czy jest to skojarzenie z penisem owego "eksperta" czy tak ogólnie, z tzw. statystycznym polskim - a może nawet europejskim - penisem.
Wybór kandydata, na którego odda się (lub nie) głos, tylko na podstawie jego spotu wyborczego lub spotu ugrupowania partyjnego jest czystą, żywą naiwnością. Nikt się nie przyzna, że głosował na danego kandydata tylko dlatego, że zachwyciły go trudność techniczna i wrażenia artystyczne spotu. Więc jakie znaczenie ma rozważanie zawartości i formy reklamówki? Żadne.
Sugerowanie, że spot ma na celu zmobilizowane twardego elektoratu PISu świadczy o nieznajomości tegoż elektoratu. Czy spot będzie (taki czy owaki) czy też go nie będzie, ten elektorat pojdzie na wybory i zagłosuje. I nie ma znaczenia, co zrobią ci, którzy chcieliby zagłosować na PO ale już wiedzą, że są granice głupoty.
Tak, spoty polityczne są najważniejsze. Dla lemingów....
PS. Co do tzw. czarnego PRu. Nikt tak bardzo nie szkodzi PO jak ... sama PO. Obarczanie PISu za "brzydki obraz" PO jest nieporozumieniem
